Witam. Jestem tutaj nowa, a od jakiegoś roku gośc ;] Obecnie mam 21 lat i jestem prawie trzy tygodnie po operacji metodą Nussa.
Moja przygoda z klatką lejkowatą zaczęła się w dzieciństwie, kiedy to widziałam, że jest ze mną coś nie tak. Gdy się pytałam lekarza pierwszego kontaktu dlaczego mam takie brzydkie żebra i klatkę zapadniętą powtarzał, że "taka jest moja uroda". Z wiekiem mostek zapadał się coraz bardziej, aż zaczęłam szukac w internecie czegoś na ten temat. Sama stwierdziłam u siebie klatkę lejkowatą [szewska], poszukałam najbliższego szpitala- torakochirurgii, gdzie operują tą wadę [we Wrocławiu na Grabiszyńskiej], poszłam do lekarza i zażądałam skierowania [uwierzcie, że było mu co najmniej głupio po tym co przez cały czas gadał]. Wada moja była dośc duża, rok temu zaczęły się problemy oddechowe, ponoc niewydolnosc płuc [męczyłam się bardzo szybko], bolało mnie serce. Przeszłam 100 metrów, a waliło jakbym przebiegła maraton. Tak więc zdecydowałam się na operację metodą Nussa we Wrocławiu. Nie mam zdjęc sprzed operacji, ale powiem Wam, że podczas pomiarów itp. w "zapaści mojej" zmieściła się szklanka wody i lekarz stwierdził że weszłoby więcej, ale moja wada była symetryczna i woda spływała w stronę szyi. Na oko "zapaśc" miała ok. 4 cm. Operowana miałam byc w lipcu żeby nie miec zaleglosci później na studiach. Byłam trzy dni w szpitalu [ekg, jakies pomiary, pobranie krwi], wypisali mnie po trzech dniach, że niby z powodu remontu muszą operacje przełożyc, tak więc wydali skierowanie na 13 sierpnia. 13 sierpnia jednak nie zostałam w ogóle przyjęta do szpitala [chirurdzy poszli na urlopy, z prowadzącym moim i z tym, co wystawił mi skierowanie na 13-tego włącznie]- nie byłam jedyna odesłana do domu. Potem kazali dzwonic co tydzien... i tak przez prawie półtora miesiąca... az w koncu kazali mi przyjechac 14 września- w piątek zostałam przyjęta na oddział a 17 miałam operacje.
Co do operacji itp. o 7:30 w poniedziałek dostałam "głupiego Jasia" [nie podziałał na mnie w ogóle], świadoma wszystkiego ok 8:30 zostałam zabrana na blok operacyjny. Tam przygotowali mnie do zabiegu, po czym dożylnie uśpili [trwało moment i film się urwał]

Wybudziłam się ok 12:00 chyba, wszystko mnie bolało. Nie musieli na szczęście mi drenów zakładac [lewe płuco się zapadło, płyn niby miałam z czasem wykrztusic, furczało jak oddychałam]. Ból wręcz niesamowity, nie spodziewałam się, że będzie to tak bolesne [może i dobrze, bo nie wiem czy bym się zdecydowała na operacje]. Morfina, delarian [czy jakos tak], ketonal itp. nic nie uśmieżało bólu, bolało prawie tak samo. Dożylnie podawano co 3-4 godziny przez całą dobę przez 5 dni. Pierwszy raz po operacji podniosłam się z pomocą rehabilitanta- lekarza i drabinki przy łóżku parę godzin po operacji- ok. 15:00- 16:00. Potem ok. 17:00 przyszła do mnie pielęgniarka z basenem, ale uparłam się że będę do toalety wstawac [z jej pomoca chodzilam]. Uważałam, że im wcześniej będę chodzic, tym szybciej będzie lepiej [nie wiem czy rzeczywiście tak było]. Szłam i się robiło gorąco, słabo, temperatura szła w górę, brak tchu, człowieka zalewał pot, problem z wykonaniem jakiegokolwiek ruchu. Ale przynajmniej nie musiałam korzystac z basenu. Co do bólu- uciskanie na mostek, rozrywanie wnętrzności, ból pleców, pieczenie i palenie od środka nawet jak sie nie ruszalam. Cwiczenia oddechowe przez rurke i rehabilitacja codziennie na lozku. Przez cztery dni codziennie robione zdjecie klaty- sprawdzali stan zapadnietego pluca i blaszki- czy nie ulegla przesunieciu itp. Wszystko dobrze. Spalam na wpol siedzaco, do dzisiaj sie calkiem polozyc nie moge, bo potem sie nie podniose [pomagam sobie drabinką]. Dwa pierwsze tygodnie to istny koszmar, skóra i wnetrznosci palily od srodka przy kazdym ruchu, naczynka pozrywane, skora az z zewnatrz sina... minęło na szczęście. Blizny elegancko sie goją, z prawej dwie mam- jedna na ok.4 cm, druga na 6 cm, z lewej na 6 cm jedna. Najgorsze że stały się twarde te zrosty i mnie w środku bolą jak się ruszam i jak patrzę w lustro to trochę odstają po bokach [mam nadzieję że i to z czasem nie będzie widoczne ani odczuwalne].
Obecnie mineły prawie trzy tygodnie, czuje ucisk w klatce, niewielki w sumie i bol po bokach [te blizny, a raczej zrosty], do tego ból żeber z tyłu [plecy] czasem straszny- wiadomo żebra ciągną też kregosłup dlatego boli, problem mam ze schylaniem bo bolą żebra, ale jeszcze sie wszystko nie pozrastalo, wiec i to rozumiem. Czasem zapiecze jeszcze skóra, ale to i tak nic porównując z tym co było.
Jeśli ktoś się waha nad operacją- boi się bólu, pewnej pooperacyjnej niepełnosprawności czy też chocby blizn, powiem Wam szczerze, że WARTO się zoperowac! Zdecydowanie. Wcześniej na pewno gdyby ta wada nie odbiła się na moim zdrowiu bym sie nie zdecydowala na operacje, bo z dziurą długo żyłam i z czasem jakoś ją zaakceptowałam. Teraz wiem, że warto przeżyc tą mękę chocby dla samego wyglądu, a nie zadręczac się całe życie i wstydzic się wady, a tym bardziej warto dla zdrowia. Patrzę na swoją klatkę i nie mogę się do niej przyzwyczaic, jak nie moja :] 10 października idę na wizytę do poradni, zobaczymy czego się dowiem ;]